Polar (2019) reż. Jonas Åkerlund

czyli kryzys wieku średniego

Ja naprawdę mam duża odporność na gnioty, jeśli grają w nich ulubieni aktorzy. Mogę wiele znieść więc zniosłam i ten film, ale zaprawdę powiadam wam mam słabość do Madsa.
„Polar” należy do specjalnego gatunku filmowego, który roboczo nazywam „taaaka ryba”. Czyli bajka opowiadana przez starszych panów chłopcom w krótkich portkach. Ci pierwsi wspominają rzewnie czasy, kiedy penis stał i wątroba działała, żeby ci drudzy mogli przy tym marzyć i się onanizować.

Zaczyna się zwykle od:
„były agent specjalny... BruceWillis w „Red”
„były żołnierz... Tom Cruise jakoJackReacher
„były płatny zabójca...KeanuReeves jako „John Wick”

no wiadomo, że dalej bohater ściga się, strzela, spuszcza łomot młodszym, robi szpagat, ratuje dziewczynę, wbiega bez zadyszki na trzecie piętro, pije, pali i sika bez problemu. No i erekcję ma, że ho ho! Taaaka ryba!

Dołączył do zacnego grona w filmie „Polar” Mads Mikkelsen jako Duncan Vizla - „zabójca tuż przed emeryturą”,który sam staje się celem na zlecenie byłego pracodawcy. Film się zakończył tak, że mogą popełnić drugą część. Ups, niechcący zdradziłam, że go nie zabiją? Przepraszam.

zdjęcie ze strony www.denofgeek.com

Czyim mężem był mój ex? (2018) reż. Mag Hsu i Chih-Yen Hsu

czyli żyć swoje życie  

Ten film poruszył mnie tak bardzo i na tylu płaszczyznach, że aż boję się o nim pisać. To film o tym, co w życiu jest najważniejsze.
Proszę obejrzyjcie najpierw i wróćcie, bo będę spojlerować. Dostępny na Netflixie i niech was opis nie zraża.

Długo nie wiedziałam, co tak bardzo poruszyło mnie  w tym filmie, że aż nie mogłam o nim pisać.  I nie wiedziałam czy to uniwersalne, czy osobiste doświadczenie. Urodziłam się jako dziewczynka w latach siedemdziesiątych, wychowałam się w małym miasteczku, małego państwa - satelity Kraju Rad. Konformizmem karmiona byłam w domu, w kościele i w szkole. Miałam być grzeczna, ładna i spełniać oczekiwania. Mogłam marzyć o miłości i o karierze i martwić się jak uda mi się godzić role. Byłam, marzyłam, martwiłam się.
Coś jednak poszło nie tak.
Może to matka, która mówiąc mi "pokorne cielę, dwie matki ssie" była jednocześnie najbardziej hardą osobą jaką znałam.
Może siostra, która umierając na raka w wieku 42 lat powiedziała "Całe życie czekałam, aż się zacznie"
Może niewłaściwie dobrane lektury.
Nie jestem konformistką, choć czasem się staram i wiem, że lżej by mi było, gdybym była. Irytują mnie osoby bezkompromisowe i radykalne, pewnie dlatego, że przeglądam się w nich jak w krzywym zwierciadle. Jestem gdzieś sobie zawieszona miedzy ustami a brzegiem pucharu i nie wiem, co lepsze. Film utwierdził mnie w przekonaniu, że warto mieć siebie.

Zaczyna się sceną, kiedy wściekła kobieta wali pięściami w drzwi młodego mężczyzny, kochanka swojego zmarłego męża. Dowiedziała się właśnie, że mąż uczynił go beneficjentem polisy na życie. Historię ich trójkąta widz poznaje w retrospekcjach.


Ona
Spełniła społeczne oczekiwania najlepiej jak potrafiła. Wyszła za mąż za profesora literatury, urodziła mu syna i realizowała się jako przykładna pani domu. Kiedy mąż odszedł od niej i zamieszkał z mężczyzna, było to tak absurdalne, że nie wiedziała jak zareagować. Myślała, że przeczeka jak się przeczekuje kochanki. Cudownie brawurowo zagrana rola. Koleżanka po obejrzeniu filmu powiedziała, że denerwowała ją nad-ekspresja głównej bohaterki. Ona musiała taka być. Wyrwano jej rolę żony, wyrwano jej rolę matki, gdy syn uciekł z domu, nawet wdową nie mogła być. W jej życiu nie było miejsca na nią samą. Musiała wykrzyczeć złość, miłość i rozpacz po stracie a nie miała niczego, czego mogła się trzymać.

Syn
Dziecko nie radzi sobie z emocjonalna bombą. Stracił ojca i został sam ze swoją rozpaczą, nienawiścią, miłością, poczuciem winy i poczuciem krzywdy. Instynktownie ucieka równie jak on zgubionej matki, bo ta kipi nienawiścią do ojca. Ucieka do partnera ojca, bo może go nienawidzić bezkarnie, ale też współodczuwać żałobę po stracie kochanej osoby.

I ten trzeci - Jay
Ten film nie byłby tak dobry, gdyby to była "ta trzecia". Nie byłby, bo rolę kochanki w społeczeństwie mamy już nieźle ograna i trudno byłoby uniknąć  uproszczeń. Ten film jest dobry, bo to jest TEN trzeci. Prawdziwa miłość, największa ofiara i paradoksalnie jedyna osoba, która  się tu broni. To z nim się utożsamiam, to jego rozumiem, to on tutaj jest na swoim miejscu.
On się po prostu zakochał. Przepięknie, przejmująco i prawdziwie. Zakochał się z wzajemnością i był gotów iść za swoja miłością. Ale jego mężczyzna stchórzył.
Stchórzył i odszedł, żeby realizować społeczny plan. Odszedł, bo chciał "być normalny".  Odszedł, ożenił się spłodził syna. Nie było go całą wieczność. Nie było go 10 tysięcy lat razy każdy dzień nieobecności.
I wraca. Wraca śmiertelnie chory, żeby w ostatnich miesiącach  życia "być sobą". Wraca fundując partnerowi przy tym maksymalna dawkę bólu, żalu, rozpaczy, determinacji i nadziei. Ofiarowuje mu swoją słabość, chorobę z całą jej dosadnością i brzydotą. Wraca i umiera. Jeśli miłość ma być na dobre i na złe, to  Jayowi dostało się tylko "na złe".
Ale Jay jest tu też tym wygranym, bo zostaje mu w pamięci ich muzyka, ich teatr, ich język, ich przestrzeń. I on jeden żyje tu swoje życie.    

Winowajca całego zamieszania zostawia po sobie trzy pokaleczone najbliższe osoby, trzy złamane serca i płaci życiem za swoje złe wybory. Pieprzony egoista.

Mówi się powszechnie, że nie zbuduje się szczęścia na cudzym nieszczęściu. To prawda. Ale jest jeszcze jedna prawda. Gubiąc siebie, gubimy też tych, którzy nas kochają.

Cóż, nadal nie będę konformistką.





   




Cyrano Agency 2010 reż. Kim Hyeon-Seok

czyli o trudnej miłości

Trudna jest moja miłość do kina koreańskiego. Miłość do kina indyjskiego jest łatwa, bo ugruntowała się, weszła w fazę kompletnego związku, w którym jest intymność, namiętność  i zaangażowanie. Już nie muszę światu uczuć ogłaszać i wyzywać na "miecze alibo na topory" tych, którzy ośmielają się z mojej miłości kpić. Kocham, ufam i mam poczucie bezpieczeństwa. Wiem co/kogo lubię, czego się spodziewać, co potraktować pobłażliwie, co mnie zachwyca,  wzrusza i zapiera dech.  Kino koreańskie mam na etapie "jak on ślicznie kopie w stół" .
"Zakochanie jest ślepe, krótkotrwałe, daje silne uczucie szczęścia nieskalanego myślą i jest cokolwiek egoistyczne, a przynajmniej bardziej skoncentrowane na tym, kto kocha, niż na tym, kto jest kochany."  Psychologia miłości Bogdan Wojciszke
Uzupełniam "jak leci" filmografie ulubionych aktorów, już odróżniam nastolatków od czterdziestolatków i przyzwyczaiłam się do charakterystycznej melodii języka koreańskiego. Może się nawet nauczę wymawiać imiona i nazwiska.  Trudno. Wytrzymam:)

"Cyrano Agency" to  koreańska wariacja na temat francuskiego XIX wiecznego dramatu Edmonda Rostanda. 

Prawdziwy Cyrano de Bergerac był poetą i filozofem francuskim, żył w pierwszej połowie XVII wieku, zmarł mając zaledwie 36 lat. Podobno najbardziej znany jest z listów, ale nie udało mi się ich znaleźć  nigdzie w sieci*. Jego imienia i być może  życiorysu użył  Edmond Rostand w swoim dramacie wydanym 1897 roku.
                   Historia jest prosta.
Inteligentny, elokwentny i niezbyt urodziwy szlachcic Cyrano de Bergerac zakochuje się w młodej i ślicznej  kuzynce Roxanne. Dziewczyna tymczasem poznaje przystojnego, pięknego ale mało bystrego żołnierza Christiana. Młodzieniec nie potrafi się ładnie wysławiać, więc  prosi Cyrana o radę i pomoc w uwodzeniu dziewczyny. Cyrano pisze listy miłosne do kuzynki a ta zakochuje się w Christianie myśląc, że to on jest ich autorem. 

Christian ginie na wojnie a Roxanne pogrąża się z żałobie po ukochanym pielęgnując "jego" listy. Cyrano przez śmiercią wyznaje kuzynce, kto jest prawdziwym autorem listów. Roxanne uświadamia sobie, że "kochając całe życie jednego mężczyznę straciła go dwa razy".


Większość adaptacji dramatu, a trochę ich było,  skupia się na  losie Cyrana i jego tragicznej, niespełnionej miłości. Bohater umiera nie zaznawszy szczęścia ale aktorom, którzy go grali rola przynosiła same sukcesy.
Moja przygoda z Cyranem zaczęła się w 1990 roku od filmu "Cyrano de Bergerac" w reżyserii Jean-Paula Rappeneau. Gerard Depardie za rolę tytułową zgarnął między innymi Cezara, Złotą Palmę i nominację do Oskara. Miałam dwadzieścia parę lat, Depardie ceniłam za jego kunszt aktorski ale nigdy nie był w moim typie. Doskonale rozumiałam, że moja ówczesna rówieśnica Roxanne była ślepa na jego miłość. Żal mi było Cyrana i owszem czułam smutek, ale nie kibicowałam jego miłości.


Miałam  lat 30 +, już jakieś doświadczenia, świadomość prozopagnozji  i dużą wrażliwość na głos, kiedy w roli Cyrana zobaczyłam w teatrze telewizji Piotra Fronczewskiego. Sztuka została zarejestrowana w 1981, weszła do złotej setki teatru TV ale ja miałam okazję ją oglądać przy jakiejś powtórkowej emisji. Trudno mi było zrozumieć dlaczego absolutnie zachwycający Cyrano - Fronczewski uważa, że jest mniej atrakcyjny od trudno odróżnialnego od ściany Christiana (dopiero dziś sprawdziłam, że grał go młodziutki Marek Kondrat). Oka i ucha od Fronczewskiego oderwać nie mogłam. Płakać zaczęłam w połowie spektaklu, bo przecież znałam zakończenie.

Adaptację Michaela Gordona z 1950 (na YT w oryginalnej wersji językowej) obejrzałam całkiem niedawno  z ciekawości.  Przyniosła  Jose Ferrer  Oskara i Złoty Glob.

Świetna kreacja aktorska, ale ja już wyrosłam z Cyrana i jego gierek. Już mnie nie wzrusza jego "miłość", bo więcej w niej widzę egoizmu i blagi niż namiętności. Nie przekonują mnie jego rozterki, bo świadczą tylko o tym, że (nomen omen) w nosie miał Roxanne i jej uczucia.  

W roku 1964, na fali popularności gatunku "płaszcza i szpady" Jose Ferrer jeszcze raz zagrał Cyrano de Bergeraca w filmie Abla Gance
W roku 1642 na dworze francuskim para zubożałych szlachciców z Gaskonii, Cyrano de Bergerac i  najsłynniejszy z muszkieterów D'Artagnan szuka przygód w Paryżu. Panowie zakochują się w dwóch damach dworu Ninon de Lenclos i Marion de l'Orme i postanawiają je uwieść. Damy również zwróciły łaskawe oko na  bohaterów, ale niestety "na krzyż". Spryciarze postanawiają pójść za głosem swoich serc i pod osłoną nocy udawać w sypialni "tego drugiego". Film zasługuje na obejrzenie ze względu na przepiękną scenę, w której bohaterki opowiadają sobie wrażenia po upojnej nocy z kochankami. Z tej rozmowy mężczyźni więcej mogliby się nauczyć o seksie niż z filmu porno (nie należy  W OGÓLE czerpać wiedzy o seksie z porno). Kobiety w końcu zyskują podmiotowość w historii tych miłości. No może jeszcze ułomną i na miarę lat 60-tych ale Ninon i Marion są pełnowymiarowymi postaciami. 

Do klasycznej idei sięga Hyeon-seok Kim w Cyrano Agency z 2010 roku. Jest to pod wieloma względami najbliższa mi adaptacja choć historia osadzona jest we współczesnej Korei Południowej i dopisano jej inne zakończenie. 
Czwórka bezrobotnych aktorów zakłada agencje świadcząca nietypowe usługi. Pomagają klientom umawiać się na randki i tak prowadzić spotkania, by sprawnie rozkochać w sobie wybrankę. Grupa wykorzystuje schematy filmowe, wiedzę psychologiczną, talenty aktorskie i nowoczesną technikę do tego, żeby zaprogramować idealne, sprzyjające okoliczności., w których dziewczyny zakochują się w klientach agencji. Tu nie mamy prostego wyboru między atrakcyjność fizyczną a urodą intelektualną. Film pokazuje, że manipulacja jest skuteczna pozornie. Płytko i krótko. Istotą i trwałym fundamentem miłości jest zaufanie. Cała reszta bez zaufania, to tylko rekwizyty w spektaklu. 

Zakochujemy się nie w drugim człowieku, tylko we własnym marzeniu o nim. "Silne uczucie nieskalane myślą skupione na tym, kto kocha". Wystarczy poruszyć strunę i nie przeszkadzać wyobraźni. Tylko tyle i aż tyle. 

Polecam "Cyrano Agency" do obejrzenia na drama-online.