Po nitce do pionu

czyli  pociąg filmowy


Jeszcze przed nowym rokiem oglądałam "Rodzinę Borgiów" i wpadł mi w oko odtwórca roli Caesara -  Francois Arnaud. Aktorsko wpadł mi w oko, bo dotrzymywał kroku Ironsowi i razem stworzyli bardzo wiarygodną, trudną relację syna z ojcem. Ponadczasową i uniwersalną.  Moim zdaniem to jest najciekawszy wątek w serialu.

No to sprawdziłam. Obejrzałam film "Uderzenie gorąca"  Sophie Lorain, w którym Francois Arnaud zagrał  dziewiętnastolatka zakochanego w dużo starszej od siebie kobiecie ("Jestem od ciebie dwa razy starsza i to nie jest cała prawda"). Smaczne to było, zabawne i nieco niegrzeczne. Dobre na babski wieczór.

Potem trafiłam na  "Zabiłem moja matkę", gdzie Arnaud jest chłopakiem głównego bohatera. Rola drugoplanowa, ale nieźle zagrana. (W ogóle jakbym miała  podsumować, to ma on w sobie taką energię, która przyciąga uwagę. Będę śledzić jego karierę)
O Xavierze Dolanie słyszeliście? Ja wcześniej jakoś nie miałam okazji a tu się okazało, że "młody gniewny, obiecujący, kontrowersyjny" młody artysta. Robi kino autorskie, sam pisze scenariusze i sam gra w swoich filmach. W "Zabiłem moją matkę" Dolan świetnie pokazuje relacje w rodzinie z punktu widzenia nabuzowanego hormonami smarkacza, który wszystkie rozumy zjadł. Miota się on miedzy miłością i nienawiścią do despotycznej, niestabilnej emocjonalnie i nieradzącej  sobie z wychowaniem dziecka matki. Film oceniłam jako bardzo dobry, ale jakoś nie mam ochoty na więcej. Na razie. Na forach piszą, że wszystkie filmy Dolana są o nim samym. Nie ma w tym nic złego, tylko mnie nie bardzo interesują problemy chłopca z wchodzeniem w dorosły świat. Ja już w tym świecie jestem i moja córka też.
Matkom nastolatków jednak  polecam.

Zamiast iść dalej w Dolana zawróciłam do XVI-wiecznej Europy. Caesar Borgia to bardzo interesująca historycznie postać. Był inspiracją dla Machiavellego do napisania "Księcia".  Polecam bardzo. Okoliczności dziś mamy nieco inne, środki się zmieniły, ale zasady pozostały niezmienne. "Książę" jest wciąż aktualny i nic nie wskazuje na to, żeby to się kiedykolwiek zmieniło. Władza odurza, polityka ma być skuteczna a nie moralna a tłum pójdzie za każdym, kto umie tłum uwieść obietnicą. Historia to nie zbiór a wybór faktów i piszą ją zwycięzcy.  To jedna z tych książek, które trzeba znać, jeśli się chce budować jakiś spójny światopogląd. To do takich źródeł odsyła się ignorantów. Tutaj wersja w formacie pdf.

Z Florencji Machiavellego blisko mi było do Wenecji  Veronici Franco. Odświeżyłam sobie  "Niebezpieczną piękność"Książka, na podstawie której film nakręcono - "The Honest Courtesan"Margaret Rosenthal chyba nie została przetłumaczona na polski.
Film Marshalla Herskovitza obejrzałam kolejny raz dla Rufusa Sewella Zresztą jest to  jeden z tych aktorów, dla których gotowa jestem obejrzeć wszystko. Reprezentuje typ aktorstwa oszczędnego w środkach.  Potrafi w jednym grymasie, spojrzeniu czy geście zawrzeć cały wachlarz emocji. Niby posąg na zewnątrz a w środku wulkan. I ma głos. Bardzo mi działa na wyobraźnię.

Idąc tropem aktora i  trzymając się seriali historycznych obejrzałam miniserial BBC "Karol II - władza i namiętność"  właśnie z Sevellem w królewskiej (w każdym słowa znaczeniu) roli. Królewską żonę Katarzynę Bragança  zagrała brawurowo Shirley Henderson.
(Pamiętam, że para Sevell-Henderson dała popis kunsztu aktorskiego we współczesnej wersji "Poskromienia złośnicy". Nie wiem czy polecać, bo dawno widziałam a wiem, że mam słabość i do Rufusa i do wszelkich filmowych wariacji dramatów Szekspira.

Jak już się tak szwendałam po historii Europy, to przypomniałam sobie, że Turcy w XVI wieku nie prosili, żeby ich przyjąć. Trafiłam na "Wspaniałe stulecie" imperium osmańskiego. 
Lubię seriale historyczne, bo lubię spojlery. Poczytałam nieco w ogólnie dostępnych źródłach i nabrałam apetytu na historię najlepszego sułtana tureckiego Sulejmana I Wspaniałego i sułtanki Roksolan. Patrząc na jej portret
muszę przyznać, że rzeczywiście była piękna nawet jak na dzisiejsze standardy urody, ale musiała też  być nietuzinkową kobietą pod każdym względem skoro zaistniała w czasach i miejscu niesprzyjającym kobietom. Urodziła Sulejmanowi pięcioro dzieci i zatrzymała przy sobie jego miłość przez 38 lat. Pisał dla niej wiersze miłosne i pozwalał jej mieć rzeczywisty wpływ na  politykę. A zaczęła jako niewolnica w haremie. Jak znajdę jakaś książkę o niej, to chętnie poczytam.

"Wspaniałe stulecie" niestety rozczarowało mnie drewnianą grą aktorską i brakiem ducha historii. Na dłuższą metę nie da się tego oglądać. Możliwe, że przedsięwzięcie było ambitne i miało być turecką dynastią Tudorów, ale niestety wyszło skrzyżowanie "mody na sukces" z "niewolnicą Isaurą".
Zanim wyhamowałam obejrzałam kilkanaście odcinków (dostępne online na stronach telewizji polskiej) i mam kilka refleksji. 
Jak się człowiek wciąga w historię obcego kraju, to po jakimś czasie się przywiązuje i to, co wcześniej wydawało się egzotyczne, staje się zupełnie naturalne. Europejczycy to bezbożne dzikusy, Bóg to Allach a kciuki trzyma się  za zdobycie Belgradu. Tu Osmanie nie są armią wroga, są "nasi". Interesująca perspektywa. Szkoda, że serial jest marny, bo patrzenie w ten sposób jednak ustawia do pionu. Pokazuje, że rzeczywistość jest kwestią interpretacji w zależności od punktu odniesienia.  
A wracając do serialu Sulejman został sułtanem w wieku 26 lat. Zaczął rządy od podbojów i reform. Nie sądzę,  przy całej sympatii, nie wydaje mi się, żeby dobrze go zagrał  uroczy, stateczny, czterdziestoczteroletni Halit Ergenç.
I nawet nie chodzi o różnice wieku tylko o różnice wyobrażeń. 
Tak miałby wyglądać żądny chwały i sławy młody sułtan? 













Ja bym go raczej tak widziała:
















(to jest Mehmet Günsür też aktor, własnie szukam filmów z nim)

Serialowa Roksolan nie uwiodła mnie, ale była źródłem inspiracji. W serialu kilkakrotnie wspomniano, że lubi rachatłukum
Przepis nie do końca tradycyjny, ale zachęcający znalazłam na ugotuj.to
Niestety okazało się, że nie mam w domu cukru. 
Miałam za to wenę twórczą.
Wlałam do rondelka szklankę mleka i wsypałam 5 łyżek kaszy manny, dorzuciłam garść rodzynków, kilka łyżek mielonych orzechów, dosypałam płatków z nasion amarantusa (kupiłam kiedyś, bo nie wiedziałam, co to jest) i mieszałam czekając aż zgęstnieje.
Bardzo dobre wyszło. 

Tak mniej więcej wyglądają moje (po)ciągi. I jak u Tuwima  "tych wagonów jest ze czterdzieści...". 
Dlatego przepraszam, jeśli ktoś poleca mi film a ja się ociągam z oglądaniem. To nie tak, że nie ufam i nie tak, że mi się nie chce. Skrzętnie notuję na liście oczekujących. I czekam na pociąg.  

orszak stukonny ruszył z kopyta

czyli  pierwszy maraton filmowy

Weszłam w nowy rok z impetem. Jak na rasową kinomaniaczkę przystało Sylwestra spędziłam w kinie. Organizacja maratonu w Olsztynie była naprawdę marna. Pół godziny przez całą impreza galeria była zamknięta na głucho, żadnej informacji, wskazówki ani dostępu do internetu. Pustynia. Tylko małe grupki coraz bardziej ponurych ludzi, zdezorientowanych tak samo jak my, krążące wokół budynku. W końcu ktoś się do kogoś dodzwonił i dowiedział się, że wejść można przez parking podziemny. Gdyby to był wieczór horrorów, to pomyślałabym, że to atrakcja wliczona w cenę. Już się rozpędziłam i chciałam subtelnie szybę wytłuc, alarm uruchomić, ale ktoś się pojawił i łaskawie otworzył jakieś boczne wejście dla służby.  A przynajmniej tak to wyglądało. W towarzystwie byłam zacnym, więc odpuściłam zadymę.
Wybrałam cztery filmy pod hasłem przewodnim "komedie". Hm...

"Dzikie historie" Damiana Szifrona  podali na początek. To był bardzo dobry wybór. Film jest o złości a złość to prawie tak nośne i filmowo wdzięczne uczucie jak miłość. Szifron przedstawił znakomitą kompozycję sześciu historii opowiadających o tym, że determinacja może wszystko.Uczta. Do filmu wrócę kiedyś na pewno.

Potem niestety była  "Pani z przedszkola" Marcina Kryształowicza i to naprawdę jest zły film. Zły. Nie udźwignęła go ani Kulesza ani Woronowicz, chociaż oboje są dobrymi aktorami i w normalnych warunkach wystarczy im nie przeszkadzać.Tu im kłody pod nogi rzucał scenariusz i niestety zderzenie z nim okazało się bolesne w skutkach. Co mogę powiedzieć po filmie dobrego? Maja Bohosiewicz miała świetne buty a najbardziej zabawna była Janda w swoim płaczliwym wydaniu. To można sobie wyobrazić jak bardzo złe to musiało być.
Film zasadniczo jest o mężczyźnie, który usiłuje dojść przyczyny swoich kłopotów z erekcją. Miały być jaja polskiego Woody Allena, wyszły zbuki. Omijać szerokim łukiem. Jak mi ktoś nie wierzy to tu jest zwiastun. Całość jest jeszcze gorsza. 

Po północy było po francusku. Najpierw "Samba" Oliviera Nakache i Erica Toledano. W rolach głównych  Omar Sy, który już w "Nietykalnych" pokazał co potrafi i Charlotte Gainsbourg znana z  "Nimfomanki" von Triera. Zrobili kawał dobrego kina społecznego, ze świetnie zarysowanymi postaciami. Żadnej łatwizny i podawania na tacy, ale też żadnych karkołomnych parabol czy symboli. Film o absurdach polityki imigracyjnej we Francji i o tym jak jednostka zderza się z systemem. Warto.

Mocnym akcentem na koniec był film "Za jakie grzechy, dobry Boże?" Filipa de Chauverona. Rewelacyjny! No może nie dla wszystkich, raczej dla miłośników francuskich komedii w stylu "Plotki". Film z  wdziękiem rozprawia się z poprawnością polityczną, pseudo tolerancją i stereotypami. Idźcie do kin i bawcie się dobrze. Naprawdę warto:)

A kiedy się wraca do domu nad ranem  polecam żurek. Nie pytajcie, ile kosztuje taksówka pierwszego stycznia o świcie.